SZKOŁA STREETWORKINGU ANNY BAŁCHAN – to autorski projekt s. Anny Bałchan i Moniki Meinhart-Burzyńskiej.
Zapraszamy do przeczytania fragmentu wywiadu z s. Anną Bałchan zamieszczonego w zakładce poniżej, zatytułowanej „zamiast wstępu”.
Tam z pewnością znajdziecie odpowiedź na pytanie skąd pomysł na SZKOŁĘ STREETWORKINGU, a poniżej kilka informacji organizacyjnych.
Zajęcia odbywają się stacjonarnie. W ramach szkoły zapraszamy Was do Katowic, do udziału w pięciu dwudniowych zjazdach. Każdego dnia szkoleniowego zajęcia zaczynają się o godz. 9.00, a kończą o 16.30.
Zajęcia prowadzą:
s. Anna Bałchan (36 godzin);
Monika Meinhart-Burzyńska (16 godzin),
Krzysztof Sobieraj (16 godzin)
oraz wykwalifikowani specjaliści w zakresie sztuki samoobrony i udzielania pomocy przedmedycznej (14 godzin).
Dla kogo?
Dla już pracujących STREETWORKERÓW i dla tych, którzy chcą dopiero zacząć.
Kiedy?
Marzec – czerwiec 2025r. (Szczegółowe terminy zjazdów w zakładce pod nazwą „Daty i tematy”)
Gdzie?
Katowice
Koszty:
3 750 zł za całe szkolenie (możliwa płatność w ratach)
Zapisy:
szkolenia@pidm.pl
tel. 535 524 733
Po ukończeniu szkolenia Uczestnicy otrzymają
CERTYFIKAT ABSOLWENTA SZKOŁY STREETWORKINGU ANNY BAŁCHAN,
realizowanej pod patronatem Polskiego Instytutu Dialogu Motywującego.
data zjazdu | godziny zajęć | temat | godziny dydaktyczne |
15-16 marca | 9.00-16.30 | STREETWORKER – definicje, rola, znaczenie Wprowadzenie do kursu. |
16 |
5-6 kwietnia | 9.00-16.30 | ZASOBY ULICY – DIALOG MOTYWUJĄCY w pracy Streetworkera. | 16 |
26 kwietnia | 9.00-16.30 | RYS CHRAKTEROLOGICZNY STREETWORKERA, a etapy pracy ulicznej. Prawdy i mity. | 8 |
27 kwietnia | 9.00-12.30
13.00 -16.30 |
Schemat bezpiecznego zachowania – elementy samoobrony. | 8 |
10-11 maja | 9.00-16.30 | ANALIZA TRANSAKCYJNA; streetworker – aktor czy reżyser? | 16 |
7 czerwca | 9.00 – 12.45
13.15 – 16.30 |
Kurs pierwszej pomoc przedmedycznej. | 10 |
8 czerwca | 9.00-16.30 | BHP PRACY STREETWORKERA, SYSTEMOWA SIEĆ WSPRACIA. Podsumowanie szkolenia. | 8 |
Fragment książki Justyny Dżbik-Kluge „Śluby (nie)posłuszeństwa. Prawdziwe życie zakonnic”.
Rozmowa z s. Anną Bałchan
Nie poszła siostra „w długą”, tylko pomagać ratować kobiety od życia na ulicy. Jak to się stało?
– Poszłam pracować na ulicę, bo tam posłał mnie Kościół – biskup i moi przełożeni. Sama bym tego przecież nie wymyśliła. Pomyśl – jakbym sobie sama wymyśliła pracę z prostytutkami, to wszyscy uznaliby, że mi odwaliło [śmiech].
[…] siostra prowincjalna poprosiła mnie na rozmowę i wyliczyła mi, gdzie i z kim będę pracować. Roześmiałam się, bo to było dla mnie aż niemożliwe. Powiedziała: „Pójdziesz do alkoholiczek, prostytutek…” – a ja patrzę i myślę: „Co ona opowiada?!”. […]
Domyślam się, że gdy siostra poszła pierwszy raz do swoich podopiecznych, to nie przywitały siostry gromkimi brawami…
– Pewnie, że nie! To tak nie działa, że idziesz i mówisz: „Cześć! Jestem Ziuta i chcę wam pomóc”. Jeśli tak zrobisz, odpowiedź będzie jedna: „My od ciebie nic nie chcemy, wypad z naszego terenu!”. Dlatego też trzeba było znaleźć jakąś możliwość dojścia do dziewczyn.
Musiałam się rozeznać w terenie, zobaczyć, jak mnie przyjmą, co do nich trafi. Pamiętam pierwszą dziewczynę, z którą miałam pracować. Przyszła do Domu Aniołów Stróżów. Był ze mną ksiądz, który miał mi pomóc wejść w temat. Siedzimy we troje w pokoju i on mówi do niej tak: „Wiesz, tu jest siostra Anna, pomoże ci, porozmawiaj z nią”. Z jednej strony, jakby się człowiek tak przyczepił tych swoich słabości, toby nic nie zrobił; a z drugiej – nie możesz sobie wyobrazić czegoś, czego by Bóg nie przeskoczył
Ta popatrzyła na mnie i wrzasnęła, że z dziewicą nie będzie rozmawiać, a potem wstała i uciekła. Z desperacji chciałam za nią wołać: „Ale skąd wiesz?! Skąd wiesz, że z dziewicą?!”. Nie miało to jednak większego sensu. Jak tak wyskoczyła z pokoju, to wszyscy byli przerażeni. Seria pytających spojrzeń, jakby wszyscy uznali, że coś jej zrobiłam. Powiedziałam: „No cóż, wiem, że nie mam urody, ale żeby aż tak?” [śmiech]. Atmosfera się rozluźniła i walczyliśmy dalej.
Od razu rzucono siostrę na głęboką wodę. Co pomagało?
– Myślę, że poczucie humoru i dystans do siebie są kluczowe. Bo Szatan jest panem powagi, a dobry humor działa jak egzorcyzm. A przede wszystkim, żeby cokolwiek zacząć robić, trzeba najpierw słuchać, trzeba poznawać ludzi.
Wielkim szokiem było dla mnie, gdy się dowiedziałam, że na ulicy handluje się ludźmi. Jedna dziewczyna, którą się opiekowałam, powiedziała mi kiedyś, że one nie mogą zejść z ulicy, bo mają dług. „A skąd ty masz dług, jaki dług? – spytałam. – Jak w ogóle mogłaś się zadłużyć?”.
I potem się okazało, że za wszystko trzeba było płacić haracz: za miejsce przy ulicy, za to, że alfons załatwił ci mieszkanie, albo za to, że – jak ci powiedział – musiał coś załatwić z policją, i tak dalej. Te długi rosły potem w takie kosmiczne sumy, że choćbyś nie wiadomo co zrobiła, w życiu byś się nie wypłaciła. Czasami alfonsi używają fikcyjnych niby umów. Jeśli ktoś się na tym nie zna, a jest w kryzysie, to podpisuje i w ten sposób łatwo go wykorzystać.
Musiałam się tego wszystkiego nauczyć. Bo wiesz, ulica to jest cała społeczność, jakby miasto w mieście. Bezdomni, dilerzy, doliniarze, złodzieje, prostytucja męska, chłopięca, gry hazardowe. To wszystko było bardzo skomplikowane i wzajemnie ze sobą powiązane: i bezdomność, i ubóstwo.
Szybko zauważyłam, że pomaganie w sensie dawania rzeczy materialnych to jest tylko narzędzie, to są gadżety, najważniejsza w tym wszystkim jest relacja i jej stałość. A to się równa temu, że tysiące razy zostajesz wystawiona do wiatru. Część dziewczyn, z którymi pracowałam, została zamordowana. Część zaginęła, część wylądowała w więzieniach, a część ułożyła sobie życie. Niektóre odnalazły mnie po latach.
Taka praca to chyba ciągłe wahanie – dziewczyna odchodzi, wraca, odchodzi i znów potrzebuje wsparcia. Wraca na ulicę, do systemu, w którym funkcjonowała, bo inaczej nie umie.
– No, dokładnie tak jest. Kiedy pracowałam ulicznie, to też mi się nieraz wydawało, że coś nie ma sensu. Na przykład widziałam, jak dziewczyna stoi, kolejny raz nie jest trzeźwa. Ma za sobą doświadczenie wielu aborcji, przemocy, poniżenia – to są naprawdę ciężkie historie. I w duchu nieraz mi się pojawiała myśl: tu już nic nie pomoże, pozamiatane. Wtedy jasno sobie powiedziałam, że nie jest moim celem, żeby ktoś zszedł z ulicy.
A co jest siostry celem?
– Żeby ludzie na ulicy mogli doświadczyć Boga, który nigdy o nich nie zapomniał. Bo jeżeli ktoś jest gotowy, jak mu się wszystko w środku poukłada, to on sam z tej ulicy zejdzie. Nieraz ludzie pytają: ile kobiet zeszło z ulicy? Nie chodzi o statystyki! Nie chodzi o to, ile procent! Procent to mogę ci powiedzieć, ile jest na butelce. Chodzi o to, że Bóg nie zapomina o człowieku. […]
Może dzięki swoim osobistym doświadczeniom ma siostra takie zrozumienie dla ludzi, którzy żyją na marginesie?
– Pamiętaj, że u Boga nie ma ludzi na marginesie. Za to Go lubię. […] Jesteśmy tacy, że zawsze widzimy u siebie to, co jest złe i najgorsze.
Mnie się na przykład wydawało, że jestem najbardziej pijącą, beznadziejną osobą na świecie. Czułam się uszkodzona, wybrakowana. Myślałam, że w ogóle nic mi się od życia nie należy. A jak się tak człowiek nakręca, że jest nieudacznikiem, to męczy ludzi wokoło i siebie samego.
Lubię taką metaforę: to tak, jakbyś weszła do mieszkania, poszła do ubikacji, wsadziła rękę do muszli klozetowej i powiedziała: „Kurde, jak tu śmierdzi, jak tu jest ohydnie!”. Ale nie wejdziesz do salonu, do jednego pokoju, do drugiego, tylko siedzisz i miauczysz, że ci śmierdzi. Toż wyjmij tę rękę, umyj i popatrz dookoła!